zdrady partnerów
Przypomina mi się scena spośród filmu Marka Koterskiego "Porno", kiedy koronny junak tłumaczy, iż wiodący prym uderzenie to nie zdrada, że po francusku to nie zdrada, że jak małżonek w delegacji, to nie zdrada. Tutaj powiało takim samym relatywizmem moralnym. Nie tylko faceci mają akt prawny do seksu pomijając związkiem, iż to w zasadzie nie zdrada, wręcz przeciwnie zaspokajanie fizycznej potrzeby. Jestem ciekawa, jaki dał mężczyznom takie prawo. Nie wydaje mi się, iż w każdej kwestii kobiety dążące do równouprawnienia powinny odnosić się męski projekt w charakterze artykuł odniesienia.